Samorząd z klimatem

Rozmowa z Beatą Moskal-Słaniewską
20 min
0

Samorządy mogą i powinny być pionierami w walce ze zmianami klimatu. Zmniejszanie emisji gazów cieplarnianych, inwestowanie w alternatywne źródła energii, termomodernizacje budynków, rozbudowa transportu miejskiego, edukowanie mieszkańców na temat globalnego ocieplenia i możliwości przeciwdziałania mu to tylko niektóre z możliwości działania – rozmowa z Beatą Moskal-Słaniewską, prezydentką Świdnicy

Małgorzata Druciarek, Paulina Sobiesiak-Penszko Pani prezydent, czy zechciałaby nam pani opowiedzieć kilka słów o sobie?

Beata Moskal-Słaniewska

Prezydentką Świdnicy jestem już od ponad pięciu lat. Wcześniej przez cztery lata byłam radną, a z zawodu jestem dziennikarką. W 1990 roku przyjechałam do Świdnicy, podjęłam pracę w lokalnym tygodniku i moją domeną był samorząd. Uczestniczyłam we wszystkim, co się działo w samorządzie, przede wszystkim tym lokalnym, gminnym, ale byłam też świadkiem kolejnej reformy samorządowej, uczestniczyłam w wielu spotkaniach, które samorządności dotyczyły. Później odeszłam od tego zawodu i zajęłam się marketingiem, ale samorząd cały czas we mnie tkwił. Skorzystałam z propozycji kandydowania do Rady Miejskiej, a gdy zostałam radną, wiele osób zaczęło mnie namawiać, żeby ubiegać się o urząd prezydenta miasta. To był rok 2014. Udało się, jak widać.  Później były kolejne wybory. Dzisiaj mam realny wpływ na to, co się dzieje w moim mieście, z czego się bardzo cieszę. No i sprawy klimatu są dla mnie jednym z priorytetów – dla mnie to jest naturalne, że się tym zagadnieniem zajmuję.

Kiedy i dlaczego zdecydowała pani, że tym tematem warto się zająć?

Trudno mi wyłapać ten konkretny moment, ponieważ wydaje mi się to bardzo naturalne. To jest taka sfera, która była dla mnie zawsze ważna. Jestem mamą trzech, dzisiaj już dorosłych, synów. Może to zabrzmi trochę górnolotnie, ale odkąd się pojawili, to zawsze było gdzieś we mnie takie przekonanie, że musimy tę Ziemię zostawić po sobie, dla kolejnych pokoleń, w stanie przynajmniej niepogorszonym. Niestety przez ostatnie lata robimy odwrotnie i coraz silniej odczuwamy tego skutki: zmiany klimatu mają wpływ na nasze zdrowie, życie. Ochrona naszej planety w sposób absolutnie naturalny jest więc mi bliska i ważna, robię, co mogę w tym zakresie. 

Czy pamięta pani swoje pierwsze działania w samorządzie na rzecz klimatu?

Pierwsza rzecz, jaką się zaczęłam interesować, to były energie odnawialne i programy, jakie wtedy pojawiały się w Polsce. Oglądałam pierwsze stacje solarne, które były montowane w Świdnicy, wszystkie propagowane alternatywne źródła energii. To też była rzecz, która mnie po prostu interesowała zwyczajnie jako coś, co jest dużym postępem myśli technicznej. Byłam dzieckiem, które się wychowało w domu z piecami i które ten węgiel na drugie piętro ciągnęło. Wiem, co to znaczy piec w domu, wynoszenie popiołu, mieszkanie w szarym pyle. Wtedy mniej zwracało się uwagę na aspekty zdrowotne, natomiast bardziej pamiętam tę uciążliwość związaną z ogrzewaniem mieszkania, więc wszystko, co nowe, wszystko, co było alternatywą dla węgla, było dla mnie interesujące. Kolejną kwestią była segregacja odpadów. I znowu wrócę do mojej rodziny: kiedy dzieci były małe, pojechaliśmy na narty do Austrii. Tam moi chłopcy po raz pierwszy zobaczyli pięć koszy na śmieci. Dla nich to było coś absolutnie nowego. I to wtedy w moim domu zaczęła się segregacja odpadów, podczas gdy w Polsce było to wtedy zupełnie niespotykane. To były takie pierwsze incydenty, jeszcze może mało spektakularne, ale za to moje osobiste.

Świdnica. Widok na rynek i centrum miasta (fot. Katarzyna Uroda)
Jakie działania na rzecz klimatu podjęła pani, gdy już została wybrana prezydentką?

Jedno z pierwszych spotkań, jakie odbyłam jeszcze w grudniu 2014 roku, było z prezesem oddziału Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska, z którym rozmawialiśmy o rzeczywistym wejściu Świdnicy w Program KAWKA.  To jest program, na który niewiele gmin się zdecydowało, bo jest bardzo trudny technicznie, logistycznie i wymagający finansowo. W naszym przypadku

program KAWKA objął budynki w centrum miasta, które podłączaliśmy do rozbudowanej sieci ciepłowniczej. Eliminowaliśmy piece, dokonywaliśmy całkowitej modernizacji systemu ogrzewania, za którą mieszkaniec płacił 100 zł, a koszt średni na mieszkanie wynosił 23 000 zł.

W ten sposób wyeliminowaliśmy sporo ponad 700 palenisk węglowych w ponad 500 mieszkaniach. Wydłużyliśmy sieć ciepłowniczą o ponad 5 km, przy 40 km istniejących wcześniej.  Jak na dwuletni program osiągnęliśmy bardzo dużo. Bardzo nam brakuje jego kontynuacji. Jest on bardzo drogi i bez zewnętrznego wsparcia żadnego miasta nie będzie na takie działania stać. My ciągle tych palenisk mamy w mieście ok. 3000, więc jest z czym walczyć. Drugie osiągnięcie to podniesienie w znaczący sposób ilości środków na małe dotacje z gminnego funduszu ochrony środowiska dla indywidualnych odbiorców. To są albo właściciele, albo najemcy mieszkań bądź lokali użytkowych, którzy składając jeden prosty wniosek, mogą uzyskać dotację na częściowe pokrycie kosztów zmiany systemu ogrzewania, najczęściej przejście z pieca węglowego na gaz. Ponad 500 palenisk zniknęło dzięki tym małym dotacjom. Mówię o walce z węglem.  Natomiast bardzo ważne jest też to, żebyśmy zmieniali naszą mentalność w zakresie komunikacji. Tutaj też walczyliśmy o każdą kwotę z zewnątrz, jaka się pojawiła. Kupiliśmy najpierw autobusy zasilane tradycyjnym paliwem, ale już o innych parametrach spalania, najwyższych normach europejskich, a ostatni nasz nabytek to autobusy elektryczne. Czyli my dajemy dobry przykład, stosując rozwiązania zmniejszające emisję paliw, zachęcamy do korzystania z transportu miejskiego i promujemy go, gdzie się da.

Kolejna rzecz, na którą w Świdnicy kładziemy nacisk i coraz lepiej nam to wychodzi, to jazda na rowerze.

Zbudowaliśmy łącznie kilkanaście kilometrów ścieżek rowerowych, nie tylko my jako miasto, ale również weszliśmy w bardzo dobrą współpracę z gminą wiejską Świdnica, która tworzy swego rodzaju obwarzanek dookoła miasta. To jest ogromny postęp, jeśli chodzi o umożliwienie poruszania się po mieście rowerami, nie tylko w celach rekreacyjnych, ale również, by dojechać do pracy. Pamiętam swoją wizytę sprzed wielu, wielu lat w Amsterdamie, później kilkakrotnie byłam w Strasburgu. Tym, co mnie tam zachwyca, jest widok pań w ładnych sukienkach i pantofelkach, oczywiście na specjalnych rowerach miejskich, które jeżdżą bezpiecznymi ścieżkami do pracy, po zakupy. Marzę o tym, żeby w Polsce też tak było i wierzę, że niedługo tak będzie, bo to już się zaczyna dziać. Bardzo ważne są też dla nas działania edukacyjne, które na początku kierowaliśmy do dzieci ze szkół podstawowych, a potem rozszerzyliśmy o dzieci przedszkolne, a także seniorów. Pierwszy szeroki program edukacyjny dotyczył segregacji odpadów.

Czy działania na rzecz klimatu, które pani realizuje w ramach swojej pracy, przekładają się jakoś na pani życie osobiste?

Częściej jeżdżę na rowerze, ale niestety wciąż jeszcze korzystam z samochodu. Moja trasa do pracy jest taka, że z autobusu skorzystać nie mogę. Próbowałam chodzić na piechotę, ale ponieważ jestem bardzo relacyjną osobą, to po drodze spotykałam mnóstwo osób i trasa, która normalnie zajmowała mi 17 minut, wydłużała się do 1,5 godziny. Natomiast tak jak mówiłam, staramy się w domu nasze ekologiczne nawyki kultywować i używać jak najmniej opakowań jednorazowych, segregować odpady, oszczędzać wodę, robić to wszystko, co każdy z nas powinien robić na co dzień.

Ścieżka rowerowa w Świdnicy (fot. UM Świdnica)
Skąd czerpie pani inspiracje do działań na terenie swojego miasta?

Korzystamy z wszelkich możliwości udziału w ogólnopolskich czy nawet europejskich programach ekologicznych, szkoleniach, konferencjach.  Bardzo ściśle współpracujemy z panem Dariuszem Szwedem, który jest dla nas takim zielonym ludzikiem  – on sam używa tego określenia, więc mam nadzieję, że się nie obrazi. Pan Dariusz przyjeżdżał do nas kilkakrotnie, żeby poprowadzić szkolenia dla różnych odbiorców. Dzięki tej znajomości zarówno ja, jak i mój zastępca Szymon Chojnowski mamy szeroki dostęp do wiedzy, do tego, co się dzieje w innych miejscach. Staramy się być na bieżąco, czytamy, podpatrujemy, a to, co się da, wdrażamy u siebie.

Co pani zdaniem miasta mogą zrobić dla klimatu?

Miasta mogą wykonywać taką pracę organiczną, u podstaw. Bo my mamy realny wpływ na to, że ludzie zaczynają inaczej żyć, przesiadają się na rowery, mniej konsumują.

Dbamy też o zieleń – to jest mi bardzo bliskie jako kobiecie.   Zrobiliśmy rewitalizację większości świdnickich parków, zaniedbanych skwerów i zakątków, które kiedyś straszyły. Dzisiaj są to miejsca, do których przychodzą całe rodziny, gdzie seniorzy siedzą, czytają książki, robią sobie pikniki, czują się tam dobrze. Przyjęliśmy też taką zasadę, że wycinamy drzewa tam, gdzie jest to konieczne, ale w zamian sadzimy co najmniej trzy nowe. I tych nasadzeń było w ostatnim czasie bardzo dużo.  Czasami zapraszamy do tego mieszkańców, bo budowanie takiej zielonej świadomości w naszej wspólnocie jest bardzo ważne. Myślę, że samorządy mają tu ogromne pole do popisu. Jest bardzo dużo konkretnych rzeczy, które możemy robić.

Jak w takim razie ocenia pani działania na rzecz klimatu podejmowane przez inne miasta w Polsce?

Burmistrzowie i prezydenci podchodzą do kwestii klimatu różnie: to, w którą stronę miasto nakierują i które inwestycje będą priorytetowe, zależy w dużej mierze od ich poziomu wiedzy i dostępnych narzędzi. Dla mnie temat klimatu jest absolutnie kluczowy, bo my chronimy w ten sposób nasze zdrowie, życie i chronimy Ziemię.

Suma małych działań daje naprawdę ogromne efekty.

Czy uważa pani, że pandemia jakoś wpłynie na te działania?

Ogólnie finansowo niestety ucierpieli wszyscy, w związku z tym jest mniej podatków, co w efekcie oznacza mniejsze wpływy do budżetów gmin i wiele zadań trzeba będzie przesunąć w czasie, a z niektórych może nawet zrezygnować. To ma na pewno negatywny wpływ na to, co myśmy sobie zaplanowali.

Beata Moskal-Słaniewska (fot. Karolina Sobel)
Czy to, gdzie pani mieszka i pracuje, ma znaczenie dla pani działań na rzecz klimatu?

Dolny Śląsk jest zasadniczo dość zurbanizowanym i uprzemysłowionym regionem, więc te negatywne efekty rozwoju przemysłu, transportu są znaczne. Tutaj, w naszym rejonie, podejmowanie takich działań jest szczególnie ważne. Ja się wychowałam na Pojezierzu Pomorskim, gdzie mieszka kilkakrotnie mniej ludności w przeliczeniu na kilometr kwadratowy i jest pięknie, są nieskalane jeziora, mnóstwo lasów . Kiedy przyjechałam tutaj, na Dolny Śląsk, to zauważyłam jedną rzecz, że jest tu po prostu gorzej, jeśli chodzi o ekologię, jeśli chodzi o parametry powietrza przede wszystkim.

W Polsce brakuje wizji przejścia do gospodarki niskoemisyjnej. Czy ma pani jakieś wyobrażenie tego procesu?

Myślę, że właśnie z samorządów powinny wychodzić inspiracje dotyczące transformacji do gospodarki niskoemisyjnej. I one wychodzą, tylko że nie są wysłuchiwane i jest mi bardzo przykro z tego powodu. Na wielu forach o tym mówiłam, kierowałam także pisma na ten temat bezpośrednio do naszych parlamentarzystów czy podczas spotkań z przedstawicielami Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska,  żeby kontynuować programy związane ze zmianą źródeł ciepła, żeby w sposób systemowy podejść do problemu, z którym mierzą się przede wszystkim miasta średniej wielkości. W Polsce funkcjonuje jeszcze ponad 400 małych ciepłowni wytwarzających energię cieplną i ogrzewających wodę. One są wciąż opalane węglem. Żeby dokonać modernizacji, potrzebne są nakłady: nasza ciepłownia, która ogrzewa około jednej trzeciej Świdnicy, potrzebuje ok. 100 mln zł. To jest kwota, z którą nie upora się ani spółka, ani miasto i tu potrzebne są systemowe rozwiązania. Dobrze, że funkcjonuje, bo dostarcza ciepło na pewno bardziej ekologiczne niż te nasze nieszczęsne kopciuchy w zabytkowym centrum. Parametry tych negatywnych, toksycznych związków są ok. 100 razy mniejsze niż to, co jest wytwarzane przez tradycyjne piece węglowe.

Mamy świadomość, że z tego węgla trzeba będzie kiedyś zupełnie zrezygnować. I tu nie widzimy żadnego pomysłu właśnie ze strony rządzących, żeby nas w tym wesprzeć i żeby kompleksowo ten problem rozwiązywać. A to jest zadanie bardzo ważne i do zrobienia w ciągu najbliższych kilku lat.

To jest bezwzględnie nasz obowiązek.

Czy to jest kwestia braku funduszy?

Tylko braku pieniędzy, absolutnie. My w Świdnicy chcielibyśmy zrobić taką dywersyfikację, jeśli chodzi o samo paliwo, częściowo przejść na gaz, a częściowo na biomasę. Mamy bardzo dobrze przygotowane pomysły, rozwiązania, ale brakuje nam pieniędzy.

Jak zielona transformacja, gdyby znalazły się na nią środki, przełożyłaby się na sytuację mieszkańców pani regionu? Czy tylko pozytywnie, czy byłyby jakieś skutki uboczne?

Tylko pozytywnie. Przeprowadziliśmy analizę ekonomiczną, która dotyczyła odbiorców ciepła. Proszę pamiętać, że węgiel i jego cena to jedno, a emisja CO2zakup jednostek na tę emisję pozwalających, to druga rzecz. I to jest ogromny koszt, który ciepłownie ponoszą. I to później znajduje przełożenie w cenach ciepła, w cenie ciepłej wody. Przeliczaliśmy natomiast, jak by to było, gdybyśmy korzystali wyłącznie z gazu i z biomasy. Okazało się, że ciepło dla mieszkańców byłoby tańsze, niż jest w tej chwili. Może nie w sposób drastyczny, bo jednak trzeba policzyć tę całą inwestycję, która przez lata musiałaby się zamortyzować, ale byłoby to odczuwalne. Wyraźny spadek cen ciepła dla mieszkańców, dla indywidualnych odbiorców.

Co postrzega pani jako swój największy sukces w działaniach na rzecz klimatu?

Z punktu widzenia naszego zdrowia to wyeliminowanie łącznie ok. 1200 palenisk węglowych. To jest absolutnie najważniejsze i z tego się cieszę najbardziej.  Pragmatycznie, bo serce mówi, że może te parki, tereny zielone, ale patrząc na to, jak zmieniły się parametry powietrza, była to bardzo dobra decyzja. Bardzo kosztowna dla miasta, ale najważniejsza.

Wspominała pani o trudnościach finansowych, o braku środków. Czy boryka się pani z jeszcze innymi trudnościami, działając na rzecz klimatu?

 

Na poziomie samorządowym głównie potrzebujemy pieniędzy, bo my wiemy, jak je wykorzystać, wiemy, które projekty chcielibyśmy zrealizować, które programy kontynuować. Ubolewam, że polski rząd wciąż nie chce wejść w taką politykę klimatyczną, jaką proponuje Unia Europejska.  Nie bardzo to rozumiem, bo uważam, że to jest najważniejsza dla naszego życia i zdrowia decyzja.

Pozwoliłaby ona na stworzenie takiej ogólnopolskiej strategii, w której umielibyśmy się odnaleźć my wszyscy. My ciągle patrzymy przez pryzmat swoich podwórek. Mogę z satysfakcją powiedzieć, że robimy bardzo dużo, ale nie wszędzie tak jest. A gdyby rząd podjął odpowiednie decyzje, wtedy ci, którzy są trochę z tyłu, którzy nie czują, jak bardzo jest to ważne, zmuszeni by byli do dogonienia tych, którzy są liderami zielonej polityki.

Jakiego wsparcia w zakresie działań na rzecz klimatu samorządy potrzebują najbardziej?

Tej wskazówki ze strony rządu, jasnej drogi, po której mamy iść wszyscy wspólnie. Akurat mam świetnych, świadomych sąsiadów – mówię o moich kolegach samorządowcach – którzy uczestniczą w wielu programach. Jesteśmy dla siebie źródłem inspiracji. Ale wiem, że są w Polsce miejsca, w których nie przywiązuje się takiej wagi do spraw klimatu, również ze względów finansowych. Nie robią w tym zakresie nic jako samorząd, nie dlatego, że nie chcą, lecz dlatego że brakuje im pieniędzy.

Czy uważa pani, że kobiety mają jakąś szczególną rolę do odegrania, jeśli chodzi o przeciwdziałanie katastrofie klimatycznej?

Proszę popatrzeć: mężczyźni wyjdą na ulice wtedy, kiedy trzeba walczyć o praworządność, niepodległość, a my wyjdziemy na ulicę wtedy, kiedy trzeba walczyć o sprawy życiowe – o naszą wolność osobistą, o nasze zdrowie, o zdrowie naszych dzieci, jesteśmy w tym konsekwentne i uparte. Symbolem tego, o czym mówię, jest Młodzieżowy Strajk Klimatyczny, do którego powstania inspiracją była dziewczynka, młoda kobieta. To ona miała odwagę, żeby mówić głośno o problemie globalnego ocieplenia, i to bardzo mocnym językiem.  Za nią poszła młodzież z wielu, wielu krajów. Cieszę się, że także i z Polski. Właśnie w takich sprawach dziewczyny, kobiety mają mocniejszy głos, wyraźniejszy. Wierzę w kobiety, w siłę kobiet, jeśli chodzi o walkę na rzecz klimatu.

To co, pani zdaniem, byłoby potrzebne, żeby tę rolę kobiet w działaniach na rzecz klimatu wzmocnić?

W Polsce jako kobiety mamy jeszcze dużo do zrobienia w dodawaniu odwagi innym kobietom. Spotykam się z kobietami na różnych sympozjach, konferencjach, ale też na spotkaniach kół gospodyń wiejskich . I mówię im wtedy: dziewczyny, musicie w siebie uwierzyć, w swoją moc, w swoją siłę sprawczą, w swoje kompetencje, w swoją mądrość.

Wychowałyśmy się w kraju patriarchalnym. Dlatego, jeżeli już któraś z nas przebiła tę barierę i uwierzyła w siebie, powinna tą wiarą dzielić się z innymi kobietami. Ja to robię przy każdej okazji, niezależnie czy spotykam się z nastolatkami, czy z paniami starszymi ode mnie. I to też jest powód do satysfakcji, że w osobach, które mają lat 60, 70 i 80 plus, udaje się rozbudzić przekonanie, że są na takim etapie życia, gdzie jeszcze nie różaniec i pilot do telewizora są jedynymi atrybutami wolnego czasu, że można zrobić wiele wspaniałych rzeczy i w zakresie samoedukacji, i w zakresie działalności społecznej. To jest świetne, po prostu musimy się wspierać. Wiem, że to brzmi banalnie, ale to trzeba po prostu robić. Dzień po dniu.

Gdyby chciała pani zachęcić inne samorządowczynie do tego, żeby zaczęły działać na rzecz klimatu, to co by im pani powiedziała?

Opowiedziałabym im o tym, co nam udało się zrobić. Zresztą robimy to, chwalimy się, bo to są akurat kwestie, którymi chwalić się trzeba. Pokazywać, jak ten mały świat dookoła się zmienia. My też korzystamy z przykładów z innych miast. Samorząd to jest takie fajne środowisko, które nie jest dla siebie konkurencyjne. Jesteśmy dla siebie najczęściej wsparciem.  Dajemy sobie gotowe pomysły. Jeżeli ja zrobiłam coś dobrego w Świdnicy, a ktoś może to zrobić w Ełku, Szczecinie czy Zamościu, to proszę bardzo. I odwrotnie. Bywały też takie sytuacje, kiedy to ja moich kolegów i koleżanki z innych miast prosiłam o radę czy podpowiedź. Oczywiście podpowiadają. Później już to się najczęściej odbywa na poziomie merytorycznych urzędników, którzy się spotykają, wymieniają doświadczeniami. Wśród miast, z których czerpaliśmy takie wzorce, był na przykład Ostrów Wielkopolski, gdzie prezydentem też jest kobieta. I sporo pomysłów zaczerpnęliśmy właśnie stamtąd. Inspirujemy się nawzajem. Temu służą te spotkania, konferencje, na które jeździmy. Takim forum wymiany różnych dobrych doświadczeń jest Związek Miast Polskich, w którym jest dzisiaj ponad 330 miast.

Trzeba po prostu z tej wiedzy czerpać, trzeba innych zachęcać, chwalić się swoimi sukcesami. Mówić głośno: zobaczcie, to nam się udało, może chcecie zrobić podobnie? My wam pomożemy, wesprzemy, podzielimy się tym, co już wiemy.

Czy zrzeszacie się jakoś ponadnarodowo?

Tak, Związek Miast Polskich ma swoich przedstawicieli w Komitecie Regionów – to jest ciało działające przy Radzie Europy, w którym zasiadają przedstawiciele władz samorządowych i regionalnych.  Ja jestem zastępczynią jednego z naszych przedstawicieli, więc miałam tam okazję być dwukrotnie. Zasady są takie, że my jako grupa narodowa musimy reprezentować różne związki samorządowe, jeszcze do tego różne opcje polityczne i bardzo rygorystycznie jest to przestrzegane. Klimat jest tam jednym z kluczowych tematów obok praworządności, praw kobiet, praw dzieci. Wymieniamy się informacjami, dyskutujemy, bo jest to kwestia dotycząca nas wszystkich.

Czy podejmujecie na tym forum jakieś wspólne działania, inicjatywy w sprawie klimatu?

Bardziej w zakresie gospodarki przestrzenią, uporządkowania polityki reklamowej – tu rzeczywiście bardzo ściśle współpracowaliśmy z naszym niemieckim partnerem, ale w zakresie klimatu takich działań nie podejmowaliśmy. Mam nadzieję, że to jeszcze przed nami!

Bardzo dziękujemy za rozmowę!

 

Rozmowę przeprowadzono w roku 2020.


Przeczytaj również